Rozmowa z trenerem UKS ,,Feniks" Dębica Kacprem Farą
Jak to się stało, że ukraińscy pływacy trafili do Dębicy?
Wszystko zaczęło się od mojej rozmowy z ukraińskim trenerem na Instagramie. Zapytał mnie wtedy, czy moglibyśmy zorganizować pobyt dla kilku pływaków, którzy z powodu wojny chcą wyjechać z Ukrainy. Później okazało się, że ta grupa będzie liczyć ponad 20 dzieciaków i 3 opiekunów. Kiedy do nas przyjechali, widziałem, że są trochę przestraszeni. Przyznam szczerze, że my też nie do końca wiedzieliśmy, jak się zachować w tej sytuacji, więc byliśmy bardzo delikatni. Mieliśmy mały problem z komunikacją, bo nie wszyscy mówili po angielsku – mimo to dogadywaliśmy się, nawet mówiąc po polsku. Ukraińscy pływacy nie mieli żadnego sprzętu, ale udało nam się zapewnić im niezbędne rzeczy, takie jak koszulki, slipki, okularki czy czepki. Jako klub udostępniliśmy także swój sprzęt treningowy.
Ze sportowego punktu widzenia największym problemem była synchronizacja naszych treningów. Poziom dębickich pływaków i sportowców z Ukrainy był różny: ukraińskie dzieciaki, trochę młodsze, dopiero zaczynały przygodę ze sportem. Nie chcieliśmy też tworzyć atmosfery niezdrowej rywalizacji na treningach. Po jakimś czasie udało się to zorganizować tak, że niektóre mogły odbywać się wspólnie, i ostatecznie połowa była robiona z naszym klubem UKS Feniks Dębica, a połowa według instrukcji przesyłanych przez trenera z Ukrainy.
Jak młodzi ukraińscy sportowcy odnajdywali się w Dębicy?
Myślę, że czuli się tu dobrze. Dogadywali się z naszymi zawodnikami, wspólnie trenowali na siłowni, grali w siatkówkę. W opiekę nad nimi zaangażował się nasz burmistrz, który organizował grille i wycieczki. Z okazji Dnia dziecka urządziliśmy wyjście na poligon strażacki – świetnie się tam bawiliśmy. Traktowaliśmy ukraińskich pływaków jak zawodników naszego klubu, więc brali udział we wszystkim, co w jego ramach się działo. Najdłużej, bo do listopada, trenował z nami i jeździł na zawody chłopak, którego mama podłączyła się pod grupę trenera Romana – zaproponowałem jej pomoc na jednej z facebookowych grup.
Przyjęcie ukraińskich pływaków było dla nas dużym przedsięwzięciem, choć mamy bardzo dobre zaplecze treningowe. Należało zapewnić dach na głową i wszystko, co niezbędne do funkcjonowania, niemal 30 osobom.
Czy zauważył pan jakieś różnice w polskich i ukraińskich metodach treningowych?
Trener Ukraińców, Roman, starał się unikać monotonii, dbał o to, żeby zajęcia były jak najciekawsze. Wprowadzał także dużo mocnych akcentów, np. raz w tygodniu w ramach treningu odbywały się wyścigi. Na samym początku ukraińskim zawodnikom ciężko się trenowało. Zdarzało się, że wychodzili z treningów, bo stres nie pozwalał im całkowicie rozluźnić się w wodzie. Z biegiem czasu udało im się jednak zaaklimatyzować, zaczęli dogadywać się z naszą grupą, mieli coraz więcej zajęć i mogli trochę się odciąć od tego, co działo się na Ukrainie. Myślę, że ta współpraca nauczyła też czegoś naszych pływaków: tego, że sport to nie tylko rywalizacja, lecz także otwartość, braterstwo, pasja, która łączy ludzi.