MOGĘ LICZYĆ NA POMOC POLSKICH KOLEŻANEK I TRENERA
Kiedy to się zaczęło, byłam u siebie w domu, w Kijowie. Pamiętam, jak mama mnie budzi i mówi, że musimy zbierać wszystkie rzeczy. Tak, żeby w razie niebezpieczeństwa móc szybko uciekać przed rakietą. Pamiętam, jak młodszy brat płacze ze strachu.
Do schronu schodziłam niejeden raz. Najdłużej siedziałam w nim pięć godzin. Nie było wody, toalety ani zbyt wiele światła. Tylko podłoga, ławka, krzesło. Wszyscy siedzieli, patrzyli jeden na drugiego. W marcu pojechaliśmy do Czerkasów, do babci i dziadka. Tam było spokojniej, bezpieczniej. Ale kiedy tata zobaczył rakietę przelatującą za oknem, zdecydował, że musi wywieźć nas do Polski. Bardzo tego nie chciałam. Nie chciałam rozdzielać się z tatą, zostawiać domu, szkoły.
W Polsce poszłam do liceum sportowego i na zajęcia gimnastyki artystycznej w Pałacu Młodzieży w Warszawie. Sama zaczęłam uczyć się języka. Chcę w przyszłości zostać trenerką, więc muszę wybrać studia związane ze sportem. Na pewno tutaj, w Warszawie. Nie chcę kolejny raz przeprowadzać się do innego miasta i zaczynać wszystkiego od nowa.
Koleżanki i trenerzy zawsze mi pomagają, wiem, że mogę na nich liczyć. Chciałabym im bardzo za to wszystko podziękować. Większość Polaków jest przyjazna i rozumie Ukraińców.
Mariia Sarazhyna, 16 lat, gimnastyczka z Ukrainy