Rozmowa z Tadeuszem Kaplitą, prezesem Podkarpackiego Okręgowego Związku Akrobatyki Sportowej w Rzeszowie.
Na początku marca 2022 r. zapewnił pan schronienie przed wojną ukraińskiej kadrze narodowej akrobatów. W jakich okolicznościach trafiła do pana ta grupa?
Od kilkunastu lat polscy zawodnicy biorą udział w ważnym międzynarodowym turnieju „Gwiazdy nad Bugiem” w Winnicy. Od dawna mamy zatem bardzo dobry kontakt z ukraińskimi zawodnikami i szkoleniowcami, i to właśnie jeden z trenerów ze Lwowa zwrócił się do mnie z prośbą o pomoc, kiedy wojska rosyjskie najechały na Ukrainę. W tamtym czasie cała ukraińska kadra narodowa przebywała na zgrupowaniu w Winnicy, gdzie przygotowywała się do mistrzostw świata w Baku – stolicy Azerbejdżanu – które zaplanowano na początek marca. Ukraińska reprezentacja była w wysokiej formie. Niestety wybuch wojny zniweczył marzenia o medalach. Nie było mowy o opuszczeniu Winnicy, a co dopiero wyjeździe do Baku. Przez kilkanaście dni sportowcy musieli ukrywać się w prowizorycznych schronach – piwnicach. Kiedy poproszono mnie o pomoc, zdecydowałem się zrobić co w mojej mocy, by zapewnić tym zawodnikom schronienie. Udało mi się znaleźć pensjonat prowadzony przez ludzi o otwartych sercach. 6 marca przyjechała do Polski pierwsza grupa ukraińskich akrobatów i trenerów, w sumie 12 osób, i tak to się zaczęło.
Jak w te działania zaangażowała się lokalna społeczność?
W pomoc włączyło się wiele osób. Do mnie należało załatwienie spraw administracyjnych w urzędzie gminy, ZUS i innych instytucjach. Trzeba było wyrobić zawodnikom numery PESEL, założyć konta bankowe. Ci sportowcy mieli od 11 do 17 lat, ich rodzice zostali na Ukrainie, więc konieczne okazało się załatwienie w sądzie pełnomocnictwa do opieki. To nie było proste, ale wszystko się udało. Zamieszkali w Głuchowie, w pensjonacie prowadzonym przez Agatę i Ireneusza Szczepańskich, którzy bezinteresownie udostępnili swój obiekt i włączyli się w organizację pomocy. Państwo Szczepańscy wspierani byli przez panią Jolantę Cieślachowską przewodniczącą Koła Gospodyń Wiejskich w Wysokiej koło Łańcuta. Wielką życzliwość okazał nam także starosta łańcucki Adam Krzysztoń. Mogliśmy liczyć na naszych podkarpackich akrobatów z Klubu Akrobatyki Stal Rzeszów i UKS Akrobata Łańcut oraz ich rodziców. Organizowano zbiórki najpotrzebniejszych produktów, takich jak jedzenie czy ubrania.
Czy ukraińscy akrobaci mogli kontynuować treningi?
Od samego początku bardzo mi zależało, żeby nasi goście z Ukrainy mieli możliwość kontynuowania treningów i rozwoju. To pomogło odciągnąć ich myśli od wojny i wszystkiego, co za sobą zostawili. Nikt przecież nie był na to przygotowany. Akrobaci przyjechali do nas prosto z obozu treningowego przed mistrzostwami i mieli przy sobie tylko najpotrzebniejsze rzeczy, które spakowali właśnie na ten obóz i na mistrzostwa w Baku. Ubrania, stroje, kosmetyki – to wszystko musieliśmy dla nich zorganizować. Początki były trudne, szczególnie dla młodych gimnastyczek – chłopcy byli nieco starsi, mieli 16–17 lat, więc trochę inaczej reagowali. Nawet w przerwie podczas pokazu widziałem, że dzieciaki siedzą w kącie z kapturami na głowach i nerwowo przeglądają telefony. To musiał być dla nich ogromny stres, wręcz trauma. Kiedy ludzie ich zagadywali, pytali, kim są, co robią ich rodzice, łzy same napływały im do oczu. Przeżywałem razem z nimi te emocje. Proszę sobie wyobrazić kilkunastoletnie dziecko, które mówi, że mama jako lekarz jest potrzebna na Ukrainie, a tata walczy na froncie… Nie widzieli się od wielu tygodni, dzieliły ich setki kilometrów. Dlatego chyba najlepsze, co mogliśmy im dać, to wsparcie i ciepła rodzinna atmosfera. Za to wszystko te dzieciaki i ich rodziny były bardzo wdzięczne. Część z akrobatów wróciła na Ukrainę, ale większość się na to nie zdecydowała. Wojna jeszcze się nie skończyła.
Dopóki młodzi sportowcy mieszkali w Głuchowie, trenowali na sali UKS Akrobata Łańcut, a obecnie mieszkają w Rzeszowie i ćwiczą na obiekcie Stali Rzeszów. Od samego początku pobytu w Polsce aktywnie uczestniczą w naszym życiu sportowym – biorą udział w konkursach i pokazach. Pierwszą okazją do prezentacji ich umiejętności była XIII Gala Sportu Młodzieżowego z udziałem marszałka województwa. Po tej imprezie podszedł do mnie ojciec naszej olimpijki, biegaczki narciarskiej Izabeli Marcisz, i zaoferował swoje wsparcie. Dzięki jego inicjatywie ukraińscy sportowcy wystąpili w przerwie meczu koszykówki w Krośnie, zorganizował również licytację charytatywną, na której można było wygrać m.in. kijki biegowe Izabeli Marcisz. Akrobaci mieli też pokaz podczas pikniku w Wysokiej oraz startowali m.in. w Międzywojewódzkich Mistrzostwach Młodzików w Jarosławiu i XIII Grand Prix Polski im. Stanisława Geronia w Łańcucie. Cały czas trenują i uczestniczą w zawodach międzynarodowych.
W czerwcu startowali w Pucharze Świata w Rzeszowie, którego organizatorem był Podkarpacki Okręgowy Związek Akrobatyki Sportowej.
Czy obecność zawodników ukraińskiej kadry narodowej jest dodatkowym impulsem do rozwoju dla podkarpackich akrobatów?
Tak, oczywiście! Państwa byłego ZSRS zawsze prezentowały bardzo wysoki poziom w sportach gimnastycznych, a Ukraina należy pod tym względem do światowej czołówki. Nasi szkoleniowcy chętnie podpatrywali, jak się tam trenuje. Jedna z trenerek, która u nas przebywa, to mistrzyni świata – możliwość współpracy i uczenia się od sportowców takiej klasy jest cennym doświadczeniem. Polscy i ukraińscy sportowcy ćwiczą na wspólnych treningach, realizujemy również program akrobatycznej integracji polsko-ukraińskiej z UNICEF. Jedną z ukraińskich trenerek skontaktowałem ze szkołą mistrzostwa sportowego w Jarosławiu i od kilku miesięcy prowadzi tam treningi z grupami akrobatów.
Dziś mogę mówić o pomocy Ukraińcom w miarę spokojnie. Myślę, że poświęciłem cząstkę siebie, żeby zapewnić naszym gościom z Ukrainy poczucie bezpieczeństwa. Jeszcze raz chcę podkreślić wielkie serce państwa Szczepańskich, którzy udostępnili swój pensjonat i sprawili, że stał się on namiastką domu dla ukraińskich sportowców. Państwo Szczepańscy przyjęli do siebie także osoby starsze, mające po 70–80 lat. To niezwykle wzruszające, bo ci ludzie nie mają już gdzie wracać, stracili wszystko i muszą ułożyć sobie życie na nowo, w Polsce.