Rozmowa z Kamilem Świrydowiczem, rzecznikiem prasowym Jagiellonii Białystok
Co było dla Jagiellonii impulsem do włączenia się w akcje pokazujące solidarność z Ukrainą?
Głównym motorem napędowym był nasz zawodnik Taras Romanczuk. Z bliska obserwowaliśmy, jak przeżywa tę sytuację i robi wszystko, co może, żeby pomóc walczącej Ukrainie. Jego ogromne oddanie sprawie nas „zaraziło” – wszyscy poczuliśmy potrzebę, żeby zaangażować się w działania, które inicjował, ale też szerzej: w pomoc tym, którzy uciekali przed wojną. Chcieliśmy wyrazić swoją solidarność z osobami najbardziej potrzebującymi pomocy w tamtym czasie. Skupialiśmy się na pomocy ludziom, którzy przebywali już w Białymstoku, ale kiedy wymagała tego sytuacja, angażowaliśmy się też w inne działania.
W tym celu zorganizowaliście mecz charytatywny z lwowską drużyną piłkarską.
Tak, nasz zespół rozegrał towarzyskie spotkanie z Ruchem Lwów, które było dla nas także elementem przygotowań do otwarcia obecnego sezonu. Zagraliśmy na stadionie miejskim w Grajewie. Otwarta i gotowa do pomocy była i wciąż jest nasza akademia piłkarska. Na treningach zespołu z rocznika 2007 w marcu 2021 roku pojawił się Aleksander Kresan, który przed wojną trenował w rodzinnym mieście – Chmielnickim. Natomiast już w tym roku zorganizowane zostały zajęcia piłkarskie dla dzieci i młodzieży z Ukrainy pod okiem trenerów jagiellońskiej akademii. Chcieliśmy, żeby poprzez sport złapały kontakt z polskimi rówieśnikami i lepiej się u nas zaaklimatyzowały. Na początku wojny blisko współpracowaliśmy również z fundacją pomagającą Ukrainie. Obok siedziby naszego klubu utworzony został punkt zbiórki i dystrybucji darów dla osób, które uciekły przed wojną.
Jak jeszcze klub angażuje się w pomoc Ukrainie?
Nasz zawodnik Taras Romanczuk pochodzi z Kowla i wiem, że jego rodzina na miejscu zaangażowała się w działania w punkcie przeładunkowym pomocy humanitarnej. Stamtąd rzeczy trafiały dalej na wschód, na obszary bezpośrednio objęte działaniami wojennymi. Taras jest znaną i szanowaną w naszej społeczności sportowej postacią, dlatego mam wrażenie, że ludzie jeszcze chętniej angażowali się w pomoc. Zapakowaliśmy wspólnie kilka pełnych busów najbardziej potrzebnych rzeczy, które pojechały na wschód. Kiedy wymagała tego sytuacja pracownicy klubu sami jeździli z pomocą na przejście graniczne w Dorohusku, gdzie transporty były przeładowywane. Pewnego dnia znajomy poinformował mnie, że rodzina jego dobrego znajomego z Kijowa przebywa aktualnie w Białymstoku. Zapewniliśmy wszystko, czego potrzebowali i co mogliśmy w tamtym czasie przygotować. Mimo tego, że w ich kraju toczyły się działania wojenne twierdzili, że gdy tylko minie bezpośrednie zagrożenie na terenach, z których pochodzą będą wracać, żeby zaangażować się w działania na rzecz obrony swojej ojczyzny na miejscu. Staraliśmy się cały czas wychodzić naprzeciw potrzebom i działać tak, żeby mieć poczucie, że stanęliśmy na wysokości zadania.
Co sprawia, że ludzie jednoczą się i organizują właśnie wokół klubów sportowych?
Z mojej perspektywy odpowiedź jest prosta. Za każdym herbem stoi lokalna społeczność. Wiele osób gotowych nieść pomoc. Klub to nie tylko herb, budynek czy stadion – to przede wszystkim ludzie, którzy swoją postawą, zaangażowaniem i osobistą historią sprawili, że dana organizacja sportowa istnieje. To buduje tożsamość. W obrębie takiej grupy łatwiej się zmobilizować, a jeden przypadek zaangażowania klubu na rzecz konkretnej sprawy wywołuje efekt domina w innych zespołach. Myślę, że to dlatego zaangażowanie środowiska sportowego jest tak widoczne.