Rozmowa ze Stefanem Janeczkiem, prezesem Klubu Wioślarskiego Gopło Kruszwica
O rosyjskim ataku na Ukrainę dowiedział się pan w nietypowych okolicznościach…
24 lutego byłem na wczasach w Egipcie, gdzie mieliśmy dostęp tylko do rosyjskojęzycznej telewizji. Przekaz był w niej niesamowicie przekłamany. W międzyczasie przyjeżdżali nowi turyści z Polski i opowiadali nam, co się dzieje i jak wygląda sytuacja na granicach. Zszokowało mnie obrzydliwe zachowanie rosyjskich wczasowiczów. Byli tacy pewni siebie, jakby dumni z tego, że Rosja najechała na Ukrainę. Paskudnie wspominam ten wyjazd. Kiedy wróciłem do Polski, dyrektor Polskiego Związku Towarzystw Wioślarskich Andrzej Krzepiński zapytał, czy nie przyjąłbym do swojego klubu sportowców z Ukrainy – ok. 20-osobowej grupy juniorów, którzy z powodu wojny musieli uciekać z ojczyzny. Decyzję podjąłem od razu – byłem jeszcze tak wstrząśnięty i zbulwersowany zachowaniem Rosjan w Egipcie, że nawet przez chwilę się nie zastanawiałem. Oczywiście wiązało się to z pewnymi poświęceniami, choćby finansowymi, bo udostępniając bazę noclegową naszego klubu, automatycznie zostały zablokowane miejsca noclegowe na zgrupowania dla polskich wioślarzy.
W ramach porozumienia między mną, Polskim Związkiem Towarzystw Wioślarskich i Ukraińską Federacją Wioślarską 14 marca przyjechała do nas grupa młodzieży z opiekunami ze szkoły mistrzostwa sportowego w Kijowie – sześć dziewcząt, trzech chłopaków, trzy matki do opieki i trener.
W jakim wieku byli ci zawodnicy?
To byli 16–17-latkowie, dwie dziewczyny miały 14–15 lat. Ich celem były przygotowania i start w Mistrzostwach Europy Juniorów w Varese, które zaplanowano na 21–22 maja 2022 r. Chcieli pokazać na arenie międzynarodowej, że Ukraina normalnie funkcjonuje, mimo że została napadnięta.
Po ich przyjeździe trzeba było załatwić formalności, takie jak wyrobienie numerów PESEL, dla części zawodników musieliśmy ustanowić opiekuna prawnego, wyrobić dokumenty. Urzędowe sprawy załatwiłem bardzo szybko, w części pomógł mi wojewoda bydgoski Mikołaj Bogdanowicz, a sąd wykazał się pełnym zrozumieniem nadzwyczajnej sytuacji. Uzyskałem dla tych młodych sportowców pomoc od opieki społecznej, otworzyłem potrzebne do tego konta bankowe, zgłosiłem do ZUS. Zdobyliśmy też regularne wsparcie na opłacenie ich pobytu i wyżywienia. Mieszkali u nas w klubie, gdzie dysponujemy 17 miejscami noclegowymi, w sezonie letnim wykorzystywane są przez polskie kluby.
Jak wyglądał pobyt ukraińskich wioślarzy w Polsce?
Niczego im u nas nie brakowało. W połowie kwietnia dojechały tu dwie rodziny – dwie matki, troje dzieci i dwa psy. Psy były w dramatycznym stanie, i nie mówię nawet o wychudzeniu, lecz o zdenerwowaniu. Te zwierzęta ciągle się trzęsły… Pracowałem przez 28 lat w policji i naprawdę dużo widziałem, jednak takich zabiedzonych i zestresowanych zwierząt – nigdy. Ja i żona otoczyliśmy przyjezdnych opieką, kupiliśmy karmę dla psów, buty dla dzieciaków. Załatwiłem im ze Związku takie wyprawki jak na olimpiadę: plecak, odzież, dresy, wszystko, co potrzebne. Zanim dostaliśmy systemowe wsparcie, poświęciliśmy większość swoich oszczędności na organizację wycieczek czy zakup ubrań, ale z perspektywy czasu – było warto!
Musieliśmy też zrobić tym zawodnikom wszystkie badania lekarskie u lekarza sportowego, żeby mogli uprawiać wioślarstwo w Polsce. Poza tym zorganizowaliśmy wspólne obchody Świąt Wielkanocnych, a kiedy ktoś miał urodziny, urządzaliśmy imprezę. To były bardzo miłe chwile! Na prośbę naszych gości odwiedziliśmy kilka razy sanktuarium maryjne w Licheniu, tężnię solankową w Inowrocławiu, byliśmy również z wizytami u konsula Ukrainy w Bydgoszczy. Krótko mówiąc: aktywnie spędzaliśmy czas.
Niedawno jedna z matek przysłała mi wiadomość mailową, w której napisała, że właśnie była rocznica ich przyjazdu do nas, tego, że zaopiekowaliśmy się nimi jak rodziną – ten czas dał jej do myślenia, kto jest ich prawdziwym przyjacielem. W klubie zatrudniłem w ramach pomocy dwie kobiety z ukraińskiej grupy. Zajmowały się sprzątaniem, zarabiały pensję minimalną, ale to zawsze coś, co pozwoliło im być trochę na swoim, bo wiem, że wszystkie oszczędności zostawiły mężom, którzy zostali na Ukrainie.
Czy ukraińscy wioślarze uczestniczyli w zawodach w Polsce?
Tak, brali udział w zawodach w Bydgoszczy, gdzie w zasadzie dominowali i mieli przewagę kilku łódek nad konkurentami. Później startowali na centralnych regatach kontrolnych u nas, w Kruszwicy, i tu albo również wygrali, albo zajęli drugie miejsce. Jednak najważniejsza część ich pobytu objęła, jak już wspomniałem, przygotowania do Mistrzostw Europy Juniorów w Varese, gdzie czwórka zawodniczek zajęła, zdaje się, 11. miejsce, a chłopaki w dwójce podwójnej weszli do finału i zajęli 6. miejsce. To bardzo dobry wynik.
Jak długo ci młodzi sportowcy przebywali w Kruszwicy?
Pierwsze powroty na Ukrainę zaczęły się na przełomie lipca i sierpnia. Jedna matka wyjechała z synem do Niemiec, potem druga wróciła na Ukrainę z synem (ten 17-letni chłopak wstąpił do armii) i dwiema dziewczynami. Ostatni zawodnicy wyjechali stąd w połowie września. Ich trener przeprowadził się pod Włocławek i ściągnął tam czterech wioślarzy ze szkoły mistrzostwa sportowego w Kijowie. Dzięki uprzejmości WTW Włocławek mogą trenować w tym mieście.
Czy przy niesieniu pomocy przyświecały wam wartości istotne w sporcie?
Zdecydowanie tak! Sportowcy zawsze się solidaryzują. Myślę, że wioślarze szczególnie, bo to elitarna dyscyplina. Żeby wytrwać w tym sporcie, trzeba mieć naprawdę silny charakter. Nasz klub ma się czym pochwalić: trenuje u nas dwójka olimpijczyków – jeden startował w Rio i zajął 6. miejsce w finale. Teraz dwójka wioślarzy brała udział w igrzyskach w Tokio. Mamy piękną, 112-letnią tradycję – to kawał historii. Kiedy ukraińscy wioślarze do nas przyjechali, byli przytłamszeni, zrezygnowani. W klubie mam dużo masztów na flagi, więc postanowiłem powiesić flagi Kruszwicy, Polski, Unii Europejskiej i Ukrainy. Ukraińscy sportowcy sami wciągnęli swoją flagę na maszt i widziałem, że dało im to niesamowitego kopa! To było ważne dla młodych zawodników, ale też dla dorosłych, którzy z nimi przyjechali. Chodzili później pod ten maszt z ukraińską flagą niczym do kościoła. Bardzo ich to wzmocniło duchowo.