Rozmowa z Waldemarem Wendrowskim, dyrektorem Centralnego Ośrodka Sportu w Spale
Jak COS w Spale przyjął wieść o wybuchu wojny na Ukrainie?
Pewnie nie powiem nic oryginalnego, ale ta wiadomość dla wszystkich osób pracujących w naszym ośrodku była szokiem. Każdego roku przyjeżdża do nas wielu sportowców z całego świata. Niedaleko Spały, w Tomaszowie Mazowieckim, znajduje się arena lodowa, na której rozgrywane są puchary świata w łyżwiarstwie szybkim. Naszymi gośćmi bywali m.in. zawodnicy z Rosji i Białorusi. Znaliśmy tych sportowców i choć to przykre, że już nie będą rywalizować z nami na lodzie, uważam, że reprezentanci agresora powinni zostać wykluczeni ze wszelkich rozgrywek i zawodów, bez wyjątków.
Ośrodek szybko zaangażował się w pomoc ukraińskim sportowcom.
Dla COS w Spale impulsem do podjęcia działań był sygnał ze strony dyrekcji, która na prośbę ministra Kamila Bortniczuka udostępniła wszelkie zasoby na rzecz pomocy ukraińskim sportowcom. Byliśmy prawdopodobnie pierwszym ze wszystkich 7 COS-ów w Spale, w którym przyjęto zawodników z Ukrainy. W tamtym czasie wracali z Dubaju paraolimpijczycy – łucznicy. Loty nad Ukrainą były już zawieszone, więc grupa 16 sportowców wylądowała w Warszawie. Do naszego ośrodka dotarła trójka z nich – dwie kobiety na wózkach i mężczyzna bez nogi: Siergiej Atamanenko, mistrz świata w łucznictwie. Wytrzymał u nas raptem tydzień, ale zdążyliśmy się z nim zaprzyjaźnić, bo to bardzo ciekawy człowiek. Wyjeżdżając na Ukrainę, powiedział coś, co zapadło mi w pamięć: „Biegać nie mogę, prowadzić samochodu nie mogę, ale potrafię strzelać, więc na pewno się tam przydam”. Kiedy dotarł do domu, zadzwonił z podziękowaniami i zaprosił nas do siebie, kiedy tylko wojna się skończy. Jedna z pozostałych u nas kobiet po kilkunastu dniach wyjechała do Włoch. W trakcie jej pobytu zapewniliśmy jej pełną opiekę i możliwości treningowe – myślę, że stanęliśmy na wysokości zadania.
Niedługo po tym przyjęliśmy grupę 26 kolarzy z okolic Charkowa w wieku 13–17 lat. Razem z nimi przyjechała trójka sędziwych trenerów powyżej 70. roku życia. Wszyscy przebywali u nas ok. 100 dni. To było dla nich trudne doświadczenie, w traumatycznych okolicznościach dzieciaki musiały radzić sobie z brakami sprzętowymi, kontynuować treningi i uczyć się zdalnie. Wygospodarowaliśmy dla nich pomieszczenie, w którym mieli komfortowe warunki do nauki. Ta grupa przyjechała do nas kilkoma samochodami osobowymi. Podczas ucieczki z Charkowa dwa z nich zostały ostrzelane i Panu Bogu trzeba dziękować, że nikomu nic się nie stało. Dzieciaki jednak mocno to odczuły, dało się dostrzec, że są roztrzęsione. Pomagaliśmy im, jak tylko mogliśmy, nasze rozbudowane zaplecze fizjoterapeutyczne i medyczne było do ich pełnej dyspozycji. Postaraliśmy się również zapewnić im sprzęt niezbędny do treningów. Pomógł nam w tym trener naszych szosowców, Andrzej Tołomanow, Ukrainiec od 30 lat mieszkający w Polsce. W tamtym czasie przebywał na obozie szkoleniowym w Hiszpanii, skąd wrócił na własny koszt, żeby zająć się mieszkającymi u nas kolarzami z Ukrainy. Przyjął pod swój dach wielu sportowców zmuszonych do wyjazdu z ojczyzny, wyposażył ich w sprzęt i zorganizował pobyt w miejscach, gdzie mogli się rozwijać. Nieoceniona była także pomoc Mieczysława Nowickiego, prezesa Towarzystwa Olimpijczyków Polskich, który zdobył kilkanaście rowerów oraz zainteresował Polski Komitet Olimpijski sprawą tych młodych kolarzy.
Poza tym przyjechali do nas bracia bliźniacy, siatkarze plażowi. Zapewniliśmy im chyba najlepsze w Polsce warunki treningowe, bo w Spale dysponujemy jedynym w kraju całorocznym krytym obiektem z podgrzewanym piachem do gier plażowych. Dodatkowo obok naszego ośrodka znajduje się Szkoła Mistrzostwa Sportowego Polskiego Związku Piłki Siatkowej, gdzie jest też plażówka. Pomiędzy tą placówką a bliźniakami doszło do bardzo fajnej kooperacji. Szkoła wyposażyła ich w laptopy, dzięki którym mogli uczyć się zdalnie – a byli akurat w klasie maturalnej. Mogli brać udział w treningach i sparingach. Tak się pięknie złożyło, że wygrali turniej siatkówki plażowej w Kołobrzegu. Świetnie się tu odnaleźli.
Ciekawym sportowcem, którym się zaopiekowaliśmy, był 12-letni chłopak od 4. roku życia trenujący gimnastykę. Reprezentował poziom wprost olimpijski! Niestety nie mogliśmy mu zapewnić opieki trenera, ale miał do dyspozycji wszelki sprzęt, siłownie, sale.
Jakie znaczenie dla ukraińskich sportowców miała w tej nadzwyczajnej sytuacji możliwość kontynuowania treningów?
Myślę, że to było dla nich istotne – móc nadal rozwijać się sportowo, a jednocześnie poprzez rywalizację w sporcie świadczyć o tym, że Ukraina się nie poddaje. Zarówno u sportowców, jak i u trenerów widziałem wielką determinację i zaparcie. Młodzi kolarze aktywnie trenowali, brali udział w wyścigu w Krynicy, jeździli na halę do Łodzi – ciągle byli w ruchu. To było mądre posunięcie ze strony trenerów, ponieważ dzieciakom trzeba wskazywać cele, które są uchwytne, możliwe do realizacji. Myślę, że bardzo pomogło im to przetrwać ten niezwykle trudny czas.
Nasze polskie środowisko sportowe było wyrozumiałe i otwarte na zawodników z Ukrainy. Niekiedy to dzielenie się obiektami treningowymi rodziło problemy logistyczne, ale nikomu nie przyszło do głowy, żeby z tego powodu narzekać. Widziałem też, że w szkole mistrzostwa sportowego, gdzie trenowali bliźniacy siatkarze plażowi, nawiązało się wiele więzi koleżeństwa.
Czy panująca w ośrodku olimpijska atmosfera pomogła ukraińskim zawodnikom, zwłaszcza tym najmłodszym, zmierzyć się z traumą związaną z wojną w ich ojczyźnie?
Tak, bardzo. Ukraińscy goście opowiadali nam, jakie wrażenie zrobiły na nich ośrodek, ludzie, ściany pełne nazwisk wybitnych olimpijczyków. Dawno nie słyszałem tylu komplementów na temat ośrodka! Dla nas, osób pracujących w COS i polskich sportowców, to nie jest nic nadzwyczajnego, przyzwyczailiśmy się do tego. W naszych gościach ta kompleksowa opieka nad sportowcem – wyżywienie, zaplecze odnowy i fizjoterapii, warunki treningowe – wzbudziła podziw.
Spała to niewielka wieś z 400 mieszkańcami. W pierwszych miesiącach po inwazji Rosji na Ukrainę przebywało tu ponad 700 osób zmuszonych do ucieczki przed wojną, a więc liczba mieszkańców niemal się potroiła. Mimo to udało się wszystko sprawnie zorganizować. Myślę, że panująca tu atmosfera zadziałała pobudzająco na ambicje sportowe ukraińskich zawodników. Imponowały nam ich niesamowita determinacja i wola walki. Nie poddawali się, emocje związane z wojną: złość i gniew, który wzbierał w nich na coraz to nowe informacje o odnalezieniu masowych grobów, przekuwali na zaangażowanie sportowe. Kanalizowanie emocji to przecież jedna z podstawowych funkcji sportu. Młodzi ukraińscy sportowcy byli dumni ze swojego pochodzenia, barwy narodowe prezentowali na każdym kroku – w takiej formie manifestowali przywiązanie do ojczyzny. Chcieli pokazać, że dużo potrafią i mogą na polu rywalizacji sportowej wiele osiągnąć.
Jakie wartości obecne w sporcie były motywacją do niesienia pomocy?
Myślę, że taką wartością – ale też najlepszą charakterystyką relacji pomiędzy Polakami a Ukraińcami – jest solidarność. Wielu polskich sportowców, trenerów, działaczy mówiło, że gdyby sami znaleźli się w takiej sytuacji, chcieliby otrzymać podobną pomoc. Te wydarzenia udowodniły, że nasi pracownicy, sportowcy na poziomie mistrzowskim, nie tylko świetnie wykonują zlecone im zadania, lecz także mają wielkie i otwarte serca. Pomoc, której udzielaliśmy, choćby zapewniając podstawowe ubrania i inne potrzebne rzeczy, była dla nas naturalna.
Myślę, że to doświadczenie wyniesie relacje polsko-ukraińskie na zupełnie inny poziom. To bardzo ważne, że sportowcy pomagali sportowcom. Opowiadam tutaj o działaniach podejmowanych przez instytucję, w której pracuję, ale istotniejsze są indywidualne relacje pomiędzy ludźmi.