Rozmowa z Marcinem Kotowodą, sekretarzem zarządu Organizacji Środowiskowej AZS Lublin
W jaki sposób AZS angażuje się w akcje solidarnościowe z Ukrainą?
Akademicki Związek Sportowy jako organizacja, która zrzesza nie tylko osoby czynnie uprawiające sport, lecz także społeczników, od pierwszego dnia rosyjskiej inwazji na Ukrainę stara się angażować w akcje solidarnościowe i pomocowe na wszystkich polach. W pierwszych dniach po 24 lutego bez zastanowienia wsiedliśmy w nasz bus i pojechaliśmy na granicę nieść pomoc. Woziliśmy tam wszystkie niezbędne rzeczy, takie jak ubrania, żywność czy leki, a z granicy odbieraliśmy ludzi uciekających przed wojną i przewoziliśmy ich do Lublina. Na początku konfliktu ta pomoc była dosyć chaotyczna, ale gdy opadł już pierwszy kurz, w lubelskich halach sportowych otwarto noclegownie, a AZS został oddelegowany do organizacji punktów żywieniowych. Do polskiego Caritasu z całej Europy napływały dary żywieniowe, zajmowaliśmy się ich podziałem i dystrybucją do stworzonych przez miasto punktów pomocy. Organizowaliśmy również paczki żywnościowe dla osób z Ukrainy, które znalazły już zakwaterowanie u ludzi udostępniających prywatne mieszkania i domy. Ta akcja trwała około trzech miesięcy.
A czy AZS pomagał także w sferze sportu?
Tak, AZS jest stowarzyszeniem kultury fizycznej, pomyśleliśmy więc, że w naszych działaniach na rzecz pomocy Ukrainie przydałby się jakiś akcent sportowy. Tak powstała idea Lubelskiej Sztafety Pokoju. Chcieliśmy przy tej okazji przeprowadzić zbiórkę funduszy, ponieważ dary w postaci rzeczy, ubrań itd. przestały się sprawdzać. Nawiązaliśmy współpracę z Fundacją Santander, która zobowiązała się podwoić każdą zebraną przez nas złotówkę. Dzięki temu udało się zgromadzić około 10 tys. zł. Cała kwota została przeznaczona na działania pomocowe.
Piękno tego przedsięwzięcia polegało z jednej strony na tym, że było kolejną cegiełką dołożoną do wsparcia Ukrainy i osób uciekających przed wojną, z drugiej – na tym, że w tak krótkim czasie całe lubelskie środowisko sportowe zjednoczyło się wokół jednej idei. Na dalszy plan zeszły podziały klubowe – wszyscy solidarnie zaangażowali się w działanie, które przyniosło wymierne efekty.
Polskie środowisko sportowe jest mocno zaangażowane w niesienie pomocy.
Dostrzegam ogromne zaangażowanie całego społeczeństwa i nie zwróciłem nawet uwagi na wielki udział środowisk sportowych, a to prawda. Jako osoby uprawiające sport, pasjonujące się nim, jesteśmy bardzo zorganizowani. Treningi, zawody i sprawy logistyczne, które im towarzyszą, wymagają dyscypliny, niejako zmuszają do podporządkowania się ścisłym regułom. To właśnie te cechy sprawiły, że tak szybko i sprawnie udało nam się zorganizować i podjąć działania pomocowe na rzecz Ukrainy i uciekających przed wojną ludzi. Pewnie inne środowiska, dajmy na to: artystyczne, mają dłuższy proces decyzyjny, a każdy ruch poprzedzają dyskusje i rozmowy. U nas pada hasło i od razu bierzemy się do roboty.
W tych pierwszych tygodniach i miesiącach po ataku Rosji na Ukrainę spotkaliśmy się z dużym zainteresowaniem i poparciem ze strony polskich zawodowych sportowców. Wielu z nich udostępniało informacje o naszych działaniach w mediach społecznościowych, co było szczególnie ważne w przypadku zbiórek.
Czy przed 24 lutego 2022 r. miał pan kontakt z ukraińskimi odpowiednikami AZS?
Przed wojną – choć jest to uproszczenie, bo należy pamiętać, że wojna zaczęła się w 2014 r. od aneksji Krymu – ogólnopolski AZS miał kontakt ze swoim ukraińskim odpowiednikiem we Lwowie. Byliśmy nawet umówieni na spotkanie dotyczące dalszej współpracy, ale wybuch pandemii spowodował zamknięcie granic i spotkanie nie doszło do skutku. Mam nadzieję, że z czasem powrócimy do tego tematu.
Przez ostatni rok Lublin stał się miejscem schronienia dla wielu osób, które wojna zmusiła do opuszczenia ojczyzny. Jak przez ten czas zmieniło się miasto?
Na początku faktycznie widać było masowy napływ ludności, głównie kobiet i dzieci, do Lublina. Duże znaczenie miało to, że nasze miasto leży bardzo blisko granicy. To też sprawiało, że wielu Ukraińców chciało tu zostać – mieli stąd bliżej do domu. Kiedy walki przesunęły się bardziej na wschód Ukrainy, dużo osób wróciło do swoich domów. Teraz także obserwuje się na ulicach większą liczbę ludzi, słychać język ukraiński, ale dla nas to nie jest nic dziwnego czy nowego, bo już wcześniej było tu wielu studentów z Ukrainy. W naszych klubach grają sportowcy zza wschodniej granicy, rywalizują choćby w lidze środowiskowej. To zawsze wynikało z położenia Lublina. Żyjemy razem i dogadujemy się! Sport nie zna granic, barier językowych czy uprzedzeń, dlatego hasło jednej z naszych akcji brzmi: „Sport ponad granicami”. Jako sportowcy staramy się zawsze działać w duchu fair play. Rywalizujemy w zawodach z uczestnikami z różnych krajów, ale to nie ma znaczenia, ponieważ przyświecają nam idee olimpijskie – inny zawodnik jest dla nas przede wszystkim człowiekiem.
Wspomniał pan o programie „Sport ponad granicami”. Skąd wziął się ten pomysł?
Inicjatywa wyszła od UNICEF-u, który zgłosił się do Urzędu Miasta Lublin z propozycją sfinansowania programu. Miasto nie dysponuje takimi możliwościami i przy tego typu zadaniach korzysta z pomocy organizacji pozarządowych. AZS z zapałem podjął się realizacji tego programu i, jak sądzę, stanął na wysokości zadania. W ramach tej inicjatywy prowadziliśmy w 22 lubelskich szkołach sportowe zajęcia integracyjne dla polskiej i ukraińskiej młodzieży. Miały charakter pozalekcyjny, a nagrodą i podsumowaniem były właśnie zawody, które miałem przyjemność organizować.
Jakie były pańskie wrażenia z tych zajęć i zawodów?
Zawody podsumowujące akcję „Sport ponad granicami” pozwoliły mi dostrzec, że różnice pomiędzy polskimi i ukraińskimi dziećmi zostały zatarte. Narodowość nie miała znaczenia – młodzież zintegrowała się ze sobą, zaprzyjaźniła i wszyscy świetnie się bawili podczas rywalizacji. Nie było widać żadnych podziałów. To chyba jeden z najpiękniejszych efektów tego programu, ale też innych działań i atmosfery, która towarzyszyła nam od pierwszych dni.