Od kilku lat Ołeksij Bykow mieszkał w mieście, które stało się symbolem bohaterskiego oporu ukraińskich żołnierzy. Przez trzy miesiące, od lutego do maja 2022 r., Rosjanie oblegali Mariupol, mając za nic warunki zawieszenia broni i obietnice utworzenia korytarzy humanitarnych. Szacunki mówią o ponad 20 tys. zabitych cywilów. Ci, którym udało się przeżyć, musieli uciekać. Niemalże 90% miasta zostało zbombardowane, ani jeden budynek nie przetrwał bez uszkodzeń. Rosjanom zależało na zajęciu Mariupola, bo to otwierało możliwości zdobycia korytarza lądowego na Krym. 30 września 2022 r. dopięli swego: Federacja Rosyjska zaanektowała Mariupol.
Dla mojej rodziny wojna zaczęła się dużo wcześniej, nie w lutym 2022 r., ale już w 2014 r. – mówi Ołeksij Bykow. Mieszkaliśmy wtedy w obwodzie donieckim. Po wybuchu walk musieliśmy opuścić swój dom i wyjechać. Miałem 16 lat i liczyłem, że w końcu znajdziemy spokój. Jednak tak się nie stało. Konflikt z Rosją cały czas narastał. W końcu doszło do tego, że wojna objęła całą Ukrainę.
Przed wybuchem wojny w 2022 r. w mieście żyło się w zasadzie normalnie. No, może nie licząc obecności żołnierzy ukraińskich na ulicach. Bo już wówczas w rejonie było niespokojnie: front przebiegał blisko, od czasu do czasu rozlegały się wystrzały. Ale mieszkańcy byli przyzwyczajeni.
Miasto cały czas się zmieniało, rozbudowywało, modernizowało. Powstawały nowe drogi, parki, trawniki, budynki, galerie handlowe. Było kilka boisk, w tym jedno w hali. Bardzo dobre warunki do treningów dla lokalnej drużyny FK Mariupol. Piłkarze klubu grali – można tak powiedzieć – właśnie dla ukraińskich żołnierzy. W podziękowaniu za ochronę, żeby chłopaki mieli jakąś rozrywkę i mogli oderwać się od codzienności. Drużyna przez kilka lat z rzędu zajmowała wysokie miejsca w tabeli, brała udział w rozgrywkach Ligi Europy.
Swoją przygodę z piłką zacząłem w wieku sześciu lat w akademii Szachtar Donieck – wspomina Ołeksij. I dodaje: Mój ojciec też był piłkarzem, grałem z nim od dzieciństwa i już wtedy złapałem bakcyla. Chyba urodziłem się z miłością do piłki.
Dziś nie ma już drużyny z Mariupola. Klubowe budynki, biura, cała sportowa infrastruktura zostały doszczętnie zniszczone przez rosyjskie rakiety. Na boiskach nie da się trenować: czernią się na nich leje po bombach. Dużą halę sportową uszkodziły pociski. Autobusy, którymi drużyna jeździła na mecze, rozkradli okupanci. Regularne naloty rosyjskich bombowców sprawiły, że w mieście nie ma warunków do życia, a co dopiero do grania w piłkę.
Ołeksij opowiada:
Jeszcze nie tak dawno temu planowałem, co będę robił w przyszłości. Chciałem się rozwijać, podnosić sportowy poziom coraz wyżej i wyżej. Ale miałem też plany na to, czym zajmę się po zakończeniu sportowej kariery. Marzyłem, żeby rozwinąć własny mały biznes. Teraz nie robię więcej planów. Żyję tu i teraz, z dnia na dzień, bo nie wiem, co będzie jutro. Cieszę się, że polskie kluby zapewniły ukraińskim zawodnikom wszystko, czego potrzebowali. To wielki akt solidarności z moimi rodakami.
Jestem piłkarzem i to, gdzie akurat mieszkam, w dużej mierze zależy od kontraktu. W Polsce mam warunki potrzebne do tego, by trenować i osiągać cele, które sobie wyznaczam. A jednak to trudne psychicznie. Czasem nie śpię po nocach, bo wiem, że na mój kraj lecą rakiety. Na Ukrainie zostało wielu moich znajomych, którzy grają w piłkę nożną. Już nieraz zdarzało się, że ich mecze były przerywane przed czasem z powodu spadających bomb. Polska bardzo dobrze traktuje Ukraińców i bardzo im pomaga. Jest tu wielu moich rodaków, mógłbym wygodnie ułożyć sobie życie w waszym kraju. Ale swoją przyszłość widzę tylko na Ukrainie.