Rozmowa z ks. Marcinem Jarzenkowskim z Wyższego Seminarium Duchownego w Łodzi.
W łódzkim seminarium schronienie przed wojną znaleźli ukraińscy paraolimpijczycy. Jak do was trafili?
Kiedy dotarły do nas informacje o ataku Rosji na Ukrainę i tysiącach osób uciekających z zagrożonych terenów, od razu wiedzieliśmy, że chcemy włączyć się w pomoc. Seminarium dysponuje dużym budynkiem z miejscami noclegowymi i mogliśmy to wykorzystać. Prawie natychmiast skontaktował się z nami Polski Związek Głuchych z pytaniem, czy udzielimy schronienia osobom głuchoniemym, które musiały uciekać przed wojną. Oczywiście wzięliśmy się do przygotowywania miejsca, przegrupowaliśmy się – niektórzy zrezygnowali ze swoich pojedynczych pokoi – i udało nam się wygospodarować ok. 30 miejsc dla naszych gości. Dopiero po przyjeździe okazało się, że są wśród nich paraolimpijczycy, reprezentanci Ukrainy w badmintonie głuchoniemych. Szczęśliwie udało się wszystko zorganizować w taki sposób, że mogli przygotowywać się do paraolimpiady w Brazylii. Z seminarium mieli blisko na kampus Politechniki i do Zatoki Sportu, gdzie dzięki uprzejmości uczelni mogli trenować. Również nasza seminaryjna sala gimnastyczna była do ich dyspozycji o każdej porze dnia i nocy.
Czy sport jest ważnym elementem formacji w seminarium?
Tak, to bardzo istotna część rozwoju i kształtowania człowieka. Dlatego mamy salę gimnastyczną, obecnie po kapitalnym remoncie. Nasz papież Jan Paweł II dawał przykład tego, jak ważny jest sport dla kondycji psychofizycznej. Nie możemy prawidłowo rozwijać się duchowo, jeśli zaniedbujemy ciało i zdrowie. Mówiąc krótko: w zdrowym ciele zdrowy duch! Sport jest też dobrą odskocznią. Nie wyobrażam sobie, żeby młody kleryk, ksiądz, spędzał godziny na klęczkach, a nie był aktywny ruchowo, nie pasjonował się jakąś sportową dziedziną. To szybka droga do wypalenia.
Z ukraińskimi sportowcami miałem bardzo bliski kontakt. Widziałem, jakie znaczenie ma dla nich fakt, że mogą kontynuować rozwój swojej sportowej pasji, realizować marzenia i przygotowywać się do paraolimpiady. Aktywność fizyczna była dla nich także formą terapii i odskoczni od tego, co się działo w ich ojczyźnie, co zostawili po drugiej stronie granicy. Swoje emocje mogli wyrazić w sporcie. I chociaż do końca nie mieli pewności, czy uda im się pojechać do Brazylii, to było drugorzędne – liczyło się to, że nie muszą martwić się o własne bezpieczeństwo, dach nad głową i mogą rozwijać swoje pasje.
Jak wyglądały wasze relacje w trakcie pobytu sportowców w seminarium?
Początkowo musieliśmy się przestawić na inną formę komunikacji. Rozmawialiśmy głównie za pomocą pisania na telefonie i translatora. Szybko przestało to stanowić jakąkolwiek barierę. Klerycy znaleźli z młodymi sportowcami wspólny język, mogę wręcz zażartować, że dogadywali się bez słów. Wzajemnie sobie pomagaliśmy przy codziennych zajęciach, wspólnie ćwiczyliśmy i graliśmy na sali gimnastycznej. Co sobotę, w ramach odwdzięczenia się za otrzymane dobro, Ukraińcy pomagali w pracach porządkowych w seminarium i w ogrodzie.
Ukraińscy sportowcy mieszkali u nas przez cały rok. Myślę, że pomogło nam to na nowo odkryć, ile wartości ewangelicznych ukrytych jest w sporcie i jakie bariery pomaga on pokonać. To dla przyszłych księży ważne doświadczenie duszpasterskie.
Większość ukraińskich sportowców była wyznania prawosławnego, więc obchodzili u nas podwójne święta: najpierw przeżywali je z nami, a później według swojego kalendarza. Często przychodzili też do kaplicy na wspólną modlitwę. Były w tej grupie również osoby, które miały nie po drodze z żadnym wyznaniem czy Kościołem, ale nie stanowiło to przeszkody w naszych relacjach. Paraolimpijczycy bardzo zintegrowali się ze społecznością, w której się znaleźli. Chodzili do parafii św. Piotra i Pawła na spotkania z polskimi głuchoniemymi, ponadto mieli spotkania w łódzkim oddziale Związku Głuchych.
Kiedy po mieście rozeszła się informacja, że mieszkają u nas sportowcy, którzy przygotowują się do olimpiady, zainteresowało się tym wiele osób oferujących wsparcie. Za sprawą wojewody znaleźli się sponsorzy, którzy ufundowali profesjonalny sprzęt do ćwiczeń. Spotkało się to z dużą aprobatą lokalnych środowisk, ludzi Kościoła i władzy.
Czy przełożyło się to na sukcesy na igrzyskach w Brazylii?
Tak, z tego, co wiem, ukraińscy badmintoniści zajęli wysokie miejsca w rozgrywkach. Co prawda tylko dwóch z mieszkających u nas sportowców pojechało na te zawody, ale taka była decyzja ukraińskiego komitetu.
Czy łódzkie seminarium angażowało się również w inne działania pomocowe?
Wciąż gościmy w seminarium osiem osób i zaspokajamy ich wszystkie potrzeby. Angażujemy się w różne zbiórki, a także organizujemy akcje modlitewne o pokój na Ukrainie. W swojej parafii zorganizowałem w tej intencji polsko-ukraińską drogę krzyżową. Na parafialny odpust zaprosiłem biskupa pomocniczego z Kijowa, Aleksandra Jazłowieckiego, i zorganizowałem spotkanie z wiernymi oraz przebywającymi u nas Ukraińcami. Tych działań, zaangażowania i modlitw w intencji Ukrainy jest wiele, nie sposób wszystkich spamiętać. Wierzę, że przyniosą skutek i ludzie na Ukrainie będą mogli cieszyć się pokojem.