Za czym najbardziej tęsknisz?
Za swoim podwórkiem. Miałam tam dużo koleżanek. Piszę teraz do nich, pytam: Czy wszystko okej? Czy mój dom stoi? Czy macie wodę, prąd? Możecie pójść na spacer? Potrzebujecie jedzenia? Mogę wam jakoś pomóc? Wysyłamy do siebie zdjęcia, żeby poprawić sobie nastrój i nie tęsknić tak bardzo. Chciałabym się z nimi zobaczyć, pójść na spacer, do parku, zagrać w siatkówkę, tak jak kiedyś. Po prostu dobrze się bawić. Przed wojną chodziłyśmy razem na łyżwy. Moja koleżanka nie umiała jeździć i co chwilę się przewracała, strasznie się z tego śmiałyśmy. Pamiętam, jak w ogrodzie obok naszego domu tańczyłyśmy do muzyki i śpiewałyśmy piosenki. To były beztroskie, radosne dni, których bardzo mi brakuje.
Tęsknię też za tym, jak przed szkołą wstawaliśmy rano z mamą, tatą i bratem i szliśmy do kuchni. Mama robiła pyszne omlety. Zawsze do śniadania piła kawę, a ja herbatę. Oglądałyśmy w telewizji jakiś serial. Byliśmy wszyscy razem.
Co planowałaś robić w środę, 24 lutego 2022 r.?
Tego dnia miałam jechać do Czernichowa na mistrzostwa Ukrainy w gimnastyce estetycznej. Chciałyśmy pokazać z dziewczynami nasz nowy układ. Długo nad nim pracowałyśmy. Miałyśmy nowe stroje i nie mogłyśmy się doczekać występu. Ale wybuchła wojna i turniej się nie odbył. Liczyłyśmy na dobre miejsce, chciałyśmy być pierwsze.
Od jak dawna trenujesz gimnastykę artystyczną?
Zaczęłam w wieku trzech lat. Moja mama wymyśliła, żeby posłać mnie na jakąś sportową sekcję. Chciała, żebym miała trochę ruchu i dobrze zagospodarowany czas z kolegami i koleżankami. Ona sama, kiedy była mała, też trenowała gimnastykę. Później uprawiała taniec latynoamerykański. Myślała, że i ja w przyszłości będę tańczyć. Ale mnie bardziej spodobała się gimnastyka. Jak już zaczęłam trenować, nie chciałam kończyć. Dziś mam 16 lat i nie wyobrażam sobie życia bez gimnastyki. Pokochałam ten sport, bo mogę w nim wyrazić siebie, pokazać swoje emocje poprzez układ, który tworzę.
Zawodowe uprawianie sportu wymaga zapewne wielu wyrzeczeń.
Uprawiam gimnastykę estetyczną i artystyczną. W gimnastyce estetycznej nie ma przyrządów. Na jednej planszy występuje od siedmiu do dziewięciu dziewczyn. Układ jest dłuższy, trwa 2 min. 40 sek., a nie 1 min. 30 sek. jak w gimnastyce artystycznej. Nasz taniec jest synchroniczny, poruszamy się w jednym rytmie. Chodzi o to, żeby stworzyć piękny spektakl. Czasem robimy figury: jedna zawodniczka wchodzi na plecy drugiej i powstaje piramida złożona z dziewczyn.
W gimnastyce artystycznej jestem na planszy sama i wykonuję układy z przyborami: skakanką, obręczami, piłkami, maczugami, wstążkami. Na Ukrainie miałam treningi codziennie, od poniedziałku do soboty. Każdego dnia po szkole od godz. 15.30 do godz. 20.00 ćwiczyłam, uczyłam się czegoś nowego. Czas na sali gimnastycznej szybko mijał. Tylko niedziele miałam wolne – wtedy odrabiałam zadania domowe i umawiałam się na spacery z koleżankami.
Nie zazdrościłaś im, że mogą się bawić, a ty ciężko w tym czasie pracujesz?
Kiedyś trochę tak. Widziałam, że rówieśnicy mają więcej luzu, mogą się spotykać, pójść gdzieś razem. Kiedy miałam 13 lat, był moment, że nie chciałam ćwiczyć. Szkoła, zadania domowe, egzaminy – było tego za dużo. Ale po rozmowie z trenerką zrobiło mi się lżej na duszy. Zrozumiałam, że gimnastyka jest tym, z czym chcę związać swoją przyszłość. To daje mi dużo więcej niż wyjście do kina czy na shopping. Mogę zostać trenerką, dobrą zawodniczką. A co mi dadzą zakupy? Kilka nowych koszulek?
Bardzo dojrzale do tego podchodzisz.
Gimnastyka to całe moje życie. Dzięki temu, że ją uprawiam, jestem bardziej zdyscyplinowana, lepiej zorganizowana, mam głowę na karku. Sport wyznacza moje cele, priorytety, drogę życiową.
I jakie są te priorytety?
Jeśli chodzi o gimnastykę estetyczną, to chciałam choć jeden raz wystąpić na mistrzostwach świata. I to marzenie udało mi się zrealizować: w listopadzie 2022 r. pojechałyśmy z koleżankami na zawody w Austrii, w Grazu. Zajęłyśmy siódme miejsce. Było nam trudniej, bo nie mogłyśmy się przygotowywać razem. Trenowałyśmy online. Mieszkałam w Polsce, koleżanki były porozrzucane po innych krajach. Spotkałyśmy się dopiero 10 dni przed zawodami na wspólnym obozie, na którym mogłyśmy przećwiczyć nowy układ. Bardzo miło wspominam te zawody. Nie da się opisać słowami tamtych emocji. Dostałyśmy prezenty od ludzi z trybun, były owacje, wiele osób nam gratulowało. Aż się popłakałam!
W gimnastyce artystycznej chciałabym zdobyć tytuł seniora. Na Ukrainie uprawnia on do tego, żeby otworzyć własny klub gimnastyczny i być trenerem. Tego nie udało mi się jeszcze osiągnąć. Jednak nie ma rzeczy niemożliwych.
Wojna nie zmusiła cię do zmiany planów?
Mam cel i w końcu do niego dojdę. Teraz będzie to trudniejsze, ale zrobię to, co sobie zaplanowałam. Pójdę na studia, będę się uczyła na trenera, a w przyszłości otworzę własny klub sportowy. Chciałabym też spróbować sił w projektowaniu strojów do gimnastyki. Poza tym myślałam o robieniu makijaży, bo bardzo mi się to podoba. Mam artystyczną duszę, lubię się wyrażać na wielu polach: rysować, śpiewać, tańczyć, wymyślać nowe układy.
Jak z perspektywy tak młodej osoby wygląda wojna? Jakie obrazy zapisały się w twojej głowie?
Kiedy to się zaczęło, byłam u siebie w domu, w Kijowie. Pamiętam, jak mama mnie budzi i mówi, że musimy zbierać wszystkie rzeczy. Tak, żeby w razie niebezpieczeństwa móc szybko uciekać przed rakietą. Pamiętam, jak młodszy brat płacze ze strachu. On jest wrażliwy, ma dopiero 10 lat, trochę panikował. Ze mną było inaczej. Byłam w szoku, ale byłam skupiona. Zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Zapakowałam bieliznę, topy, swetry, ciepłe ubrania – cokolwiek wpadło mi do głowy, że może się przydać. Miałam na przykład pomysł, że stroje gimnastyczne mogłabym w razie czego sprzedać. Zabrałam ulubioną szaro-różową koszulkę, piłkę gimnastyczną, skakankę, książkę J.K. Rowling „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć”. Dopiero ją kupiłam, nie zdążyłam przeczytać, a bardzo chciałam to zrobić. Pomyślałam, że siedząc w ukryciu, będę miała coś do roboty i dzięki temu będę spokojniejsza.
Książka spełniła swoje zadanie?
Tak, pozwalała mi oderwać myśli od tego, co działo się wokół mnie. Do schronu schodziłam niejeden raz. Najdłużej siedziałam w nim pięć godzin. Nie było wody, toalety ani zbyt wiele światła. Tylko podłoga, ławka, krzesło. Wszyscy siedzieli, patrzyli jeden na drugiego. Ktoś czytał, ktoś inny robił coś na telefonie. Małe dzieci płakały, bo chciały wracać już do domu. Ktoś spał, ktoś przyszedł ze swoim zwierzątkiem i się z nim bawił. Ja czytałam. Na początku bardzo się bałam. To jest tak, że nie wiesz, co teraz będzie. Może twoje życie za chwilę się skończy? Później jest lepiej. Przyzwyczajasz się. Wiesz, że gdy słyszysz syrenę, to musisz zejść do schronu, siedzisz tam, aż minie zagrożenie, a potem wychodzisz, wracasz do normalnego życia. I znowu: syrena, schron, powrót do normalnego życia. I tak w kółko, cały czas.
Na dłuższą metę nie da się żyć w ciągłym poczuciu zagrożenia.
W marcu pojechaliśmy do Czerkasów, do babci i dziadka. Tam było spokojniej, bezpieczniej. Ale kiedy tata zobaczył rakietę przelatującą za oknem, zdecydował, że musimy wyjechać do Polski. Powiedział, że on tego dłużej nie wytrzyma, że nie możemy siedzieć z nim w kraju. Chciał, żebyśmy byli bezpieczni. Przez cały ten czas w Czerkasach nie wychodziliśmy z domu. Do szkoły nie dało się chodzić, bo co chwilę wyły syreny, były alarmy bombowe. Uczyłam się online. Na gimnastykę też nie mogłam chodzić. Nie mieliśmy normalnego życia. Nie było innej możliwości, jak tylko wyjechać z Ukrainy. Bardzo tego nie chciałam. Nie chciałam rozdzielać się z tatą, zostawiać domu, szkoły. Myślałam: jak to tak – inny kraj, inny język? Nie będzie kolegów, koleżanek, nie będę miała z kim pogadać. Pójdę do szkoły i co będę robić? Siedzieć tylko? Bez sensu. Jednak rodzice zdecydowali, że musimy jechać, że tak będzie lepiej.
Jak wyglądała podróż?
Jechaliśmy naszym samochodem, długo, przez cały dzień, od rana do nocy, i kolejny dzień. Nie dało się położyć, bolały mnie nogi, nie mogłam ich wyprostować. Z tyłu siedzieliśmy ja, mój brat i ciocia, z przodu mama i tata. Na drogach było dużo samochodów, na ulicach tworzyły się korki. Z domu wyjechaliśmy o godz. 5.00, na granicy byliśmy o godz. 16.00 następnego dnia. Mieliśmy prowiant: wodę, jabłka, chleb, ciasteczka, jogurt. Wystarczyło. Na granicy wzięliśmy wszystkie swoje walizki i poszliśmy do autobusu. Tata nie poszedł już z nami. Nie mógł wyjechać, bo mężczyzn nie wypuszczali z Ukrainy. Musieliśmy się pożegnać. Płakałyśmy z mamą. Ściskaliśmy się, obejmowaliśmy, przytulaliśmy tatę. On nas pocieszał, mówił, że zawsze będzie z nami, że będzie o nas myślał i do nas telefonował. Na granicy było bardzo zimno, padał śnieg. Staliśmy na dworze z rzeczami przez siedem godzin. Było dużo kobiet z dziećmi, które też uciekały przed wojną, i dlatego tak długo nas nie przepuszczali.
Czego najbardziej się obawiałaś, jadąc do Polski?
Przede wszystkim innego języka, którego nigdy się nie uczyłam. Myślałam, że nie będę miała koleżanek, znajomych, szansy, żeby z kimś pogadać, pójść do spacer, bo nikt nie będzie mnie rozumiał, i cały czas będę sama. Ale tak się nie stało. W Polsce poszłam do liceum sportowego i na zajęcia gimnastyki artystycznej w Pałacu Młodzieży w Warszawie. Sama zaczęłam uczyć się języka. Próbowałam rozmawiać z Polakami: co u nich, co robią, co było na lekcji? Powoli, powoli – i już trochę umiem. W mojej klasie w liceum wszyscy są bardzo mili. Rozmawiamy na przerwach. Nagrywamy tiktoki, robimy zdjęcia, wymieniamy się numerami telefonów, instagramami, snapchatami. Prowadzę normalne życie nastolatki.
Takie jak na Ukrainie?
Nie. Jest trochę inaczej. Na Ukrainie w mojej klasie nie było takiej fajnej atmosfery, nie rozmawiałam z kolegami tyle co teraz. Ale to chyba ja się zmieniłam przez wojnę. Inaczej patrzę na różne rzeczy, inaczej się zachowuję. Wcześniej byłam cicha, skromna, zawsze słuchałam. Bałam się powiedzieć głośno, co naprawdę myślę, zażartować, żeby nikt mnie nie ocenił, nie powiedział: „O Boże, ale głupia”. Teraz podchodzę do tego z większym luzem. Przez wojnę zrozumiałam, że mamy jedno życie i trzeba robić to, na co ma się ochotę. Stałam się pewniejsza siebie, wiem, że warto być sobą, a nie zamartwiać się, co inni o tobie pomyślą.
Rozmawiacie z mamą o wojnie?
Mama zakłada, że jestem na tyle dorosła, że rozumiem, co dzieje się w kraju. A gdybym chciała coś wiedzieć, to zawsze mogę przyjść i ją o to zapytać. Gdy przyjechałyśmy do Polski, uznała, że lepiej będzie nie mówić za wiele o wojnie. Chcemy wieść tutaj normalne życie. Trenuję w klubie w Pałacu Młodzieży. Startowałam w kilku zawodach, brałam udział w pokazach. Codziennie po szkole chodzę na treningi: rozgrzewka, rozciąganie, skoki, praca z przyborem, różne układy i ćwiczenia siłowe. Potrzebuję spokoju, żeby móc się rozwijać sportowo. Gimnastyka to wesołe, taneczne układy, w których trzeba przekazać radość, energię, pozytywne emocje. Jak mam to zrobić dobrze, być uśmiechniętą i radosną, kiedy jest mi smutno i tęskno, bo wiem, że w moim kraju trwa wojna? Tam dzieje się tyle okropnych rzeczy, a ja jestem tutaj, tysiąc kilometrów do domu. Dlatego staram się za dużo nie czytać, nie oglądać doniesień, żeby łatwiej mi było żyć.
Brat jest od ciebie młodszy. Jak się tu odnajduje?
Nie nauczył się języka polskiego i trudno mu się zaaklimatyzować, nawiązać przyjaźnie. Nie ma zbyt wielu kolegów. A taki młody chłopak powinien mieć przyjaciół, z którymi ma wspólne zainteresowania, pasje, coś do zrobienia. Brat jest utalentowany matematycznie, lubi rzeczy związane z komputerami, informatyką. Przed wojną na Ukrainie uprawiał karate, miał żółty pas. Bardzo tęskni za tatą. Byli najlepszymi przyjaciółmi. Grali razem w piłkę nożną, oglądali seriale, robili z papieru samolociki, budowali samochody z klocków lego. Mama też ma problem, żeby się tu odnaleźć, z powodu bariery językowej. Nie zna angielskiego, bo za jej czasów w szkole nie było innego języka poza ukraińskim i rosyjskim. Chce wracać do domu. Kocha tatę, tęskni za nim, nie może bez niego żyć. Całymi dniami rozmawia z nim przez telefon, pyta, co słychać, jak sobie radzi. Miała nawet pomysł, żeby pojechać do niego na dzień czy dwa, ale przekonałam ją, że to zbyt niebezpieczne.
Pewnie ty również chciałabyś wrócić do domu, móc zasnąć we własnym łóżku?
Jeszcze zanim wybuchła wojna, planowałam zmienić wystrój swojego pokoju. Mam fioletowe ściany, ale fiolet już mi się znudził. Chciałam je przemalować na biało i zawiesić nowe rysunki, plakaty. Gdybym tylko mogła wrócić na Ukrainę, do swojego domu, zrobiłabym to z radością. Wiem jednak, że takiej możliwości długo jeszcze nie będzie. Wojna potrwa, a kiedy się skończy, to też nie wrócimy od razu. Miasta są zniszczone, wiele domów, dróg, instytucji przestało istnieć, nie ma możliwości rozwijania się, perspektyw. Muszę zostać tutaj na dłużej. Myślałam o studiach. Chciałabym pójść na Akademię Wychowania Fizycznego albo do Instytutu Sportu. Chcę w przyszłości zostać trenerką, więc muszę wybrać studia związane ze sportem. Na pewno tutaj, w Warszawie. Nie chcę kolejny raz przeprowadzać się do innego miasta i zaczynać wszystkiego od nowa.
Czy ludzie w Polsce są otwarci i życzliwi? Okazują wam solidarność?
O tak, czuję wsparcie. Koleżanki i trenerzy zawsze mi pomagają, wiem, że mogę na nich liczyć. Tłumaczą mi rzeczy, których nie wiem lub nie rozumiem, opowiadają, jak przebiegają treningi i obozy. Kiedy pierwszy raz przyszłam do klubu, dostałam stroje i sprzęt sportowy. Trener pomógł mi znaleźć sportowe liceum. Chciałabym im bardzo za to wszystko podziękować.
Większość Polaków jest przyjazna i rozumie Ukraińców. Zaraz po przyjeździe do Polski fundacje charytatywne zapewniały nam żywność, artykuły pierwszej potrzeby, bezpłatne zajęcia sportowe i artystyczne, a nawet wizyty w muzeach. W liceum też starają się wspierać Ukraińców: proponują pomoc psychologa, darmowe lekcje polskiego, prezenty w postaci strojów sportowych. Noszę je z wielką przyjemnością, bo większość moich została w domu. Jak wszędzie są ludzie, którzy nie podzielają tej solidarności, ale jest ich bardzo mało. Spotkałam nastolatków, od których usłyszałam: „Jesteś w Polsce, mów po polsku”. To nie takie proste, kiedy znajdujesz się w obcym kraju i dopiero poznajesz język, którego wcześniej nie słyszałaś. Tak, rozmawiam po ukraińsku z mamą albo z przyjaciółką przez telefon. Jednak cały czas uczę się polskiego i już wkrótce będę się nim posługiwać bez problemu. Jestem pewna, że wtedy staniemy się sobie jeszcze bliżsi i przyjaźniejsi.